Refleksje po lekturze „Dekretu o formacji kapłańskiej” *

*Mojego autorstwa praca zaliczeniowa z wykładów Księdza prof. dr hab. M. Sokołowskiego SJ z Wprowadzenia do teologii duchowości.

Nie ma Kościoła bez kapłanów, nie ma kapłanów bez Kościoła. Prawda ta towarzyszy chrześcijaństwu od jego początków:”(…) Jezus podszedł do nich i przemówił tymi słowami: Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie, więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata.” (Mt 28,18-20). Discipulos facere – czynić uczniami – poprzez posługę kapłańską – tych, którym Pan dał łaskę wiary. Powołanie to realizujemy, karmiąc innych tym, czym sami winniśmy żyć: umiłowaniem Chrystusa i Jego Ewangelii. Wciąż ożywiani Duchem Chrystusowym głosimy śmierć i Zmartwychwstanie Pańskie. Wydawałoby się to wszystko oczywiste i pozbawione cienia jakiejkolwiek wątpliwości. Można dziś bardzo często chyba, czy wręcz za często spostrzec, iż dużo w tym wszystkim rutyny i rzemiosła. Chciałbym w niniejszej pracy wskazać na argumenty przemawiające „na korzyść” postawionej powyżej tezy. Już na samym początku pierwsze, nasuwające się na myśl źródło pochodzi chyba z faktu, iż jako duszpasterze zapominamy, iż stworzenie nieustannie rozwija się. Wzrastają wymagania, pojawiają się nowe obszary egzystencji człowieka, które potrzebują troski pasterskiej, by rozwój był wzrostem w łasce u Boga i u ludzi. Nie da się zrealizować tego postulatu, jeśli wraz z ludem wiernym, wzrastać nie będzie ten, który działa jako Alter Christus.

Nie sposób odnieść się w jednym, krótkim opracowaniu do wszystkich dokumentów Magisterium Kościoła poświęconych formacji kapłańskiej. W niniejszym opracowaniu pragnę podzielić się swymi refleksjami z lektury Dekretu o formacji kapłańskiej „Optatam Totius” Soboru watykańskiego II.

  1. Herezja aktywizmu.

Dokument, będący fundamentem naszych rozważań, na wstępie informuje, iż w zależności od potrzeb danego kraju, dana Konferencja Biskupów winna ustalić przebieg formacji kapłańskiej[1]. W Polsce, w seminariach diecezjalnych jest to okres 6 lat studiów: procesu kształtowania rozwoju intelektualnego oraz równolegle – duchowego. Czas ten winien szczególnie być ukierunkowany ku postulatowi, jaki wysuwa gminie chrześcijan w Koryncie Apostoł Paweł: (…) przypatrzcie się, bracia, powołaniu waszemu! Niewielu tam mędrców według oceny ludzkiej, niewielu możnych, niewielu szlachetnie urodzonych[2]. Również i na tym polu daje się dziś spostrzec wiele wątpliwości. „Ratio Studiorum” przewidziane dla polskich seminarzystów chyba zbyt „po macoszemu” potraktowało to soborowe zalecenie. Bardzo duży nacisk kładzie się na wielopłaszczyznowy aktywizm, wykorzystujący „zasoby ludzkie” polskich seminariów. Ma to miejsce przy okazji „Lednic”, czuwań maturzystów, etc, zaś niezbyt wielkim powodzeniem cieszy się szereg takich działań i strategii, jak na przykład solidne, uczciwe zaproponowanie alumnom ćwiczeń duchowych. Duchowość przecież jest niewątpliwie pierwszym i najważniejszym „ogniwem napędowym” w posłudze kapłańskiej. Pomysły mogą się kiedyś wyczerpać i przysporzyć nie mało trudów. Studnia zaś „wody żywej” nie dość, że jest niewyczerpalna, to jeszcze dodatkowo będzie z całą pewnością napełniać Duchem i Mocą z Nieba w posłudze duchownego.

  1. Budzenie powołań.

W dalszej części dekretu czytamy: „(…) Rodziny, jeśli ożywione są duchem wiary, miłości i pobożności, stają się jakby pierwszym seminarium, podobnie też parafie, (…) w których bujnym życiu religijnym uczestniczą młodzieńcy”[3]. Rodzina będzie Bogiem silna, religijna i o walorach seminarium, jeśli wpierw parafia – wspólnota wspólnot będzie tętnić Bożym ekosystemem. I nie chodzi tu tylko o sprawowanie sakramentalnych posług. Daje się dość wyraźnie odczuć, iż nader często zanika kapłański etos, który z cała pewnością jest niemałym przyczynkiem ku jakimkolwiek dziełom podejmowanym przy parafiach. Czytamy w omawianym dokumencie: Wszyscy kapłani niech okazują jak największą gorliwość apostolską w budzeniu powołań, a życiem swoim pokornym, pracowitym, w radości ducha prowadzonym, jako też wzajemną miłość kapłańską i współpracą braterską niech pociągają umysły młodzieńców do kapłaństwa[4].

Duchowny niemal zawsze w swej parafii postrzegany jest jako ojciec. Cóż to za ojciec, jeśli zamyka się w swoim światku, kiedy odcina się od braci kapłańskiej?. Wierni doskonale dostrzegają te niby „niuanse”, i świadomie, bądź nie, wykorzystują je w swym życiu. Kiedy kapłan zachowuje wspólnotę z braćmi w posłudze, wówczas i jego rodzina parafialna korzysta z tej więzi. Kiedy ten postulat dekretu Optatam Totus przyjmie wymiar praktyczny, wówczas i troska modlitewna o nowe powołania nabierze zupełnie naturalnie i spontanicznie „rozpędu” w rodzinie parafialnej, stanowionej przez wiernych oraz ich duszpasterzy.

  1. Serce Diecezji.

Można chyba bez przeszkód najmniejszych powiedzieć, że jeśli mianem „serca diecezji” określa się seminaria duchowne, to „krwiobiegiem” będzie niewątpliwie cała diecezja. Jeśli tu będzie zachowana „drożność”, wówczas i owo „serce” nie będzie narażone na zawał.

Według danych, zebranych przez Krajową Radę Duszpasterstwa Powołań na dziś dzień w polskich seminariach duchownych kształci się 4612 kleryków, w tym 1029 na pierwszym roku. Nieco inaczej w seminariach zakonnych: ogółem 1803 kleryków, z czego 351 na pierwszym roku, w postulacie jest 286 kandydatów do życia zakonnego, a w nowicjacie 511, w zgromadzeniach żeńskich jest 484 postulantek i 741 nowicjuszek[5]. Dokonujący statystyk dodają, iż od kilku lat daje się zauważyć tendencja spadkowa pośród kleryków. Trudno być tu „wyrokującym” na temat takiego stanu rzeczy, bo to Bóg powołuje do swej służby, i nie dopuści, „by Jego Kościół” cierpiał na brak szafarzy”[6]. Niemniej jednak można i należy wręcz szukać odpowiedzi czy źródła zjawiska spadku powołań kapłańskich. Osobiście uważam, że 75% ciężaru spoczywa na takich elementach, które w naszych rozważaniach do tej pory się pojawiły: rzemiosło i rutyna, zakradające się w życie kapłańskie, herezja aktywizmu – nie każdy ksiądz nadaje się do wszystkiego (bo wtedy, w myśl powiedzenia: jest do niczego) oraz zaniedbania na polu budzenia powołań (tu po połowie wina zdaje się spoczywać na: rodzinach – i jak wcześniej zostało wykazane – na parafiach z uwzględnieniem duchownych – duszpasterzy.

Pozostaje nam owe 25 %, które skromnym zdaniem autora, spoczywa na wychowawcach i moderatorach seminariów. „(…) przełożeni i profesorowie seminariów winni być dobierani z pośród najlepszych mężów, (…) starannie przygotowani przez gruntowne wykształcenie, doświadczenie duszpasterskie, (…) wyrobienie duchowe oraz pedagogiczne”.[7]

Nie da się dziś jednoznacznie określić, według jakiego klucza Pasterz diecezji powołuje „kardiologa”, będącego koadiutorem Ekscelencji w sprawowaniu opieki nad sercem diecezji. Dekret omawiany wspomina o kursach dla rektorów seminariów, jak również zachęca się tychże, aby spotykali się na zjazdach przełożonych seminariów[8]. O tym drugim wiadomo, że się odbywa.

  1. Formacja ku „bardziej być, niż więcej mieć”.

Dziś w seminariach naszego kraju w dużej mierze dominuje model, nazwijmy go „samokształceniowy”. Polega na schemacie: wykład – egzamin. Bardzo słaby akcent kładzie się na seminaria, sesje, lektury, dyskusje. Niewiele jest pracy własnej, samodyscypliny, poszukiwań i odkryć „na własną rękę” alumna. Taki jest chyba po prostu dzisiejszy człowiek – wymagający nieustannego motywowania i bycia dopingowanym z zewnątrz do rozwoju. W tym miejscu „spala na panewce” ów model „samokształcenia” i przeradza się w bolesną w tym momencie ironię. Dodatkowym obciążeniem jest fakt, iż ojcowie duchowni w seminariach, mają zbyt wielu podopiecznych, stąd tez często nie znajdują czasu dla każdego z nich. W myśl omawianego dokumentu, „Formacja duchowa niech się wiąże ściśle z intelektualną i duszpasterską, przy czym szczególnie z pomocą kierownika duchowego powinna być tak prowadzona, aby alumni nauczyli się żyć w zażyłej i nieustannej łączności z Ojcem przez Syna Jego Jezusa Chrystusa w Duchu Świętym”[9]. W konsekwencji, jeśli uda się dopełnić w praktyce tego pobożnego, póki co, życzenia, da się postąpić krok na przód. Chodzi tu o zapisy: „Alumni winni doskonale rozumieć, że nie są przeznaczeni do panowania i do zaszczytów, ale że poświęcają się całkowicie na służbę Bogu oraz posługę duszpasterską. Ze szczególną troskliwością należy ich wychowywać w posłuszeństwie kapłańskim, w sposobie ubogiego życia i w duchu wyrzeczenia się, aby także z tego, co jest dozwolone, ale nie przystoi, ochoczo umieli zrezygnować i przyzwyczajali się upodabniać do ukrzyżowanego Chrystusa[10]; oraz: „Należy uświadamiać alumnów o ciężarach, jakie mają na siebie przyjąć, nie przemilczając żadnych trudności życia kapłańskiego, niech jednak w przyszłej działalności nie upatrują prawie samego tylko niebezpieczeństwa, lecz raczej niech będą przysposobieni do życia duchowego, które czerpałoby jak najwięcej umocnienia z samej ich działalności duszpasterskiej[11].

Osobnym problemem jest wychowanie alumnów do celibatu. Z wielką pieczołowitością zabiegają o to Ojcowie Soborowi, dając temu wyraz w zdaniu:” Obowiązki i godność małżeństwa chrześcijańskiego, które przedstawia miłość między Chrystusem a Kościołem (por. Ef 5,22-33), niech alumni należycie poznają, niech jednak uświadomią sobie wyższość dziewictwa poświęconego Chrystusowi tak, aby po przemyślanym dobrze i wielkodusznym wyborze, poświęcili się Panu z całkowitym oddaniem ciała i duszy”[12]. Szczególnie w obecnych czasach jest to w wielu wypadkach „lotny” grunt, dość wielkim impetem przytłaczający celibatariusza. Można czasem odnieść wrażenie, iż seminarium jako instytucja nie za wiele czasu poświęca na przygotowanie kleryków do już nawet nie tylko do bycia, ale też do uczenia się samotności, i to tej szczególnej – „samotności z Bogiem”. W posłudze kapłańskiej jest to istotny element budujący postawę duchownego. Źle jest, kiedy samotność przechodzi w osamotnienie, które szuka pocieszenia. Najczęściej wówczas znajduje się tam, gdzie bywa ono jedynie czasowe, w pewnym momencie przeradzające się z jeziora tętniącego życiem, w bagno, tchnące na kilometr miazmatami.

  1. Ratio studiorum.

Z dawien dawna było tak, że duchowny był tym, który zna wiele arkanów wiedzy. Doskonałym obrazem potwierdzającym ten fakt, jest postać księdza Farii, który uczy Dantesa tego wszystkiego, co sam poznał w ciągu swego życia. Tu również znajdują swe odbicie słowa proroka Malachiasza: Wargi kapłana, bowiem powinny strzec wiedzy, a wtedy pouczenia będą szukali u niego, bo jest on wysłannikiem Pana Zastępów (Ml 2, 7). Tu leży właśnie największe zadanie seminarium na polu wykształcenia w alumnach nade wszystko pasji do poszukiwania inspiracji w głoszeniu Ewangelii i duszpasterstwie. Tu dopiero jest ogrom pracy do wykonania, na rzecz sprostania wymaganiom świata. Człowiek doby 21 wieku bywa nierzadko „wessany” w wir „światowości”. Nie ma innej drogi pozyskania synów Adama i Ewy dla Chrystusa i Jego Królestwa, jak tylko właśnie poprzez mądre i rozważne odczytywanie im znaków czasu. W „Optatam Totius” czytamy: „Nauki filozoficzne niech będą tak podawane, aby przede wszystkim doprowadziły alumnów do zdobycia gruntownego i systematycznego poznania człowieka, świata i Boga w oparciu na wiecznie wartościowym dziedzictwie filozoficznym, przy uwzględnieniu też wyników badań filozoficznych nowej doby, a szczególnie tych, które w ich własnym narodzie wywierają silniejszy wpływ, jak również najnowszego postępu nauk ścisłych tak, aby alumni znając dobrze ducha obecnych czasów, byli należycie przygotowani do prowadzenia rozmów ze współczesnymi sobie ludźmi”[13]. Dzisiaj, kiedy jest dostępnych tak wiele środków przekazu myśli naukowej i filozoficznej, kwestia poruszana w soborowym dekrecie zdaje się być dość łatwa w realizacji. Nie grozi nam już embargo na wiedzę, oraz cień cenzora, który zaklejałby niewygodne zdania i frazy. Nie należy jednak przy tym zapomnieć, iż nie wiedza, lecz Chrystus zbawia. Ten sam Pan daje znak, i błogosławi tym, których umiłował. Jednym z znaków potwierdzających to błogosławieństwo są ludzie Ewangelii, którzy pojawiają się w życiu kleryków. Ci, jako świadkowie wiary pojawiają się jako przełożeni, moderatorzy, czy profesorowie każdej seminaryjnej Alma Mater. Biada, jeśli formacyjna „szkółka szlachetnych sadzonek” będzie bazować jedynie na „pokazywaniu” duchowych gigantów Kościoła Chrystusowego. Nic to nie będzie znaczyć, że się seminarium wyprawi na papieską pielgrzymkę w kraju, czy za granicą, nic to nie znaczy, jeśli będzie się robić rozmaitego rodzaju „igrzyska” – jeśli równocześnie nie będzie dialogu na płaszczyźnie przełożony – alumn oraz szacunku dla tego, któremu Pan powiedział, a on uważnie natężając ucha, dwakroć to usłyszał. W syntetyczny sposób ujmuje te prawdę Konstytucja o liturgii świętej: ”(…) wykładowcy (…) zwłaszcza teologii dogmatycznej, Pisma świętego, teologii życia wewnętrznego i pastoralnej, powinni, stosownie do wewnętrznych wymagań własnego przedmiotu, tak uwzględnić misterium Chrystusa, (…) aby jasno uwidocznił się związek tych przedmiotów z liturgią i jedność formacji kapłana[14]. Wiele sprawności i postaw nabiera się poprzez naśladowanie ich źródeł. Zatem trzeba, aby te właśnie źródła tętniły życiodajnym zdrojem. Nie da się go dostrzec na telebimie, nie zdąży się nim napełnić w czasie trwania „Igrzysk”. W obu, bowiem wypadkach mogą wystąpić zakłócenia.

  1. Święcenia – i co dalej?

Niwa Pańska jest rozległa, ciągle stawia nowe wymagania. Weryfikuje również formację seminaryjną. Oczywistym jest fakt, iż nie da się stworzyć nikomu omnibusa, który miałby gotowe odpowiedzi i rozwiązania na wszystkie bolączki człowieka. Ci, którzy prawdy tej nie przyjmą, z całą pewnością będą zmuszeni stanąć oko w oko z wszechogarniającym rozczarowaniem.

Jednak potencjał wiedzy, wyrobienie duchowe, doświadczenia, którymi z neoprezbiterem dzielą się starsi bracia w kapłaństwie oraz oparcie w świadkach Ewangelii napotkanych przy okazji seminarium mogą stanowić bardzo kaloryczne paliwo w rozwoju kapłańskiego powołania. Będzie to wówczas także doskonała sposobność, by kapłański żywot nieustannie rozwijać, uszlachetniać i odnawiać[15]. Jako kapłani z ludu wzięci i ku niemu posłani potrzebujemy Fundamentu – Chrystusa, w życiu osobistym, w postawie pracy, modlitwy, czy też i przy odpoczynku. Ale potrzebujemy również nieustannie odkrywać to, co konieczne do ujawnienia. Nie mając ku temu wiedzy i środków, żmudny to trud, a i czasem pewnie też daremny.

Piszę tę pracę, mając niewielką praktykę życia w posługiwaniu kapłańskim. Mając doświadczenie swej formacji z radością muszę przyznać, że wiele serca okazali przełożeni, którzy powołani zostali do kształtowania osobowości kapłańskiej młodych, którzy odpowiedzieli na Chrystusowe „Pójdź za Mną”. Szczerze ufam, iż to wszystko, co stało się przedmiotem niniejszej pracy, wyda nade wszystko osobisty owoc w mym kapłaństwie. Refleksje te zapewne nigdy by się nie zrodziły, gdyby nie fakt, iż podjąłem dzieło kształcenia się w wyrobieniu duchowym, formacji intelektualnej, korzystając z propozycji Księży Jezuitów.


[1] DFK 1.

[2] 1 Kor 1,26.

[3] DFK 2.

[4] DFK 2.

[5] http://www.niedziela.pl/wiad.php?p=200701&id=44 z dnia 22 stycznia 2007, godz. 22.22.

[6] DFK 6.

[7] DFK 5.

[8] Tamże.

[9] DFK 8.

[10] DFK 9.

[11] Tamże.

[12] DFK 10.

[13] DFK 15.

[14] KL 16.

[15] DFK 22.


Discover more from Verum Elevans Hominem

Subscribe to get the latest posts sent to your email.

Ten wpis został opublikowany w kategorii behawioryzm, Dzieje, Formacja Sumienia, Fronda, Rebelya, Variae i oznaczony tagami , , , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Zostaw komentarz