Sięgając do Księgi Rodzaju, przekonujemy się, iż kiedy Bóg stworzył człowieka to człowiek ów miał wszystko, czego potrzebował, by żyć ku pełni szczęścia. Nie musiał zamartwiać się tym, co będzie jadł i pił, gdzie będzie mieszkał, w co się ubierze, czy stać go będzie na dom, wakacje, samochód i studia dla dzieci. Doświadczał bowiem Adam wizji uszczęśliwiającej, czyli oglądał Boga na co dzień, doświadczał Jego obecności, opatrzności i miłości. Jednak jak się z czasem okazało, nie miało tak pozostać na wieki. Wybrał człowiek swoją wizję drogi do spełnienia. I wtedy się zaczęło: bóle rodzenia, praca w znoju od świtu do nocy, troski o byt codzienny, śmierć w bólu rozłąki z innymi… Jednak mimo to, Bóg człowieka nie pozostawił samemu sobie. Dał mu nową nadzieję na to, że mimo tylu zasmucających okoliczności, życie nadal może być wartościowe i ważne w oczach Boga Stwórcy. Krótko mówiąc: nie jest problemem dla Pana Boga, by dać człowiekowi tyle dobrych i bezpiecznych scenariuszy na finał życia, by człowiek mógł mieć udział na powrót w tym, co utracił, dając się uwieźć kusicielowi.
Dzisiejsza przypowieść jest wyraźnym potwierdzeniem tego stanu rzeczy. Otóż, ludzką rzeczą jest, by się z bliźnimi jakoś układać, dogadywać, umawiać. Wszystko po to, by funkcjonować z ludźmi i dla ludzi w granicach prawa, społecznej umowy, która umożliwi takie współżycie z innymi, iż nie będą sobie ludzie wzajemnie robić krzywdy. Za pracę – wynagrodzenie. Za grzeczność – grzeczność, za pomoc – odwzajemnienie. Tego my potrzebujemy wzajemnie względem siebie. Bóg jako Pełnia Wszystkiego, Absolutna Doskonałość nie stanie się bardziej boski przez to, że człowiek będzie mu posłuszny, uczciwy wobec Niego, etc. Raz jeszcze powtórzmy: tego potrzebujemy my, śmiertelni synowie i córki Adama i Ewy. A dlaczego tak jest? Ano z tej prostej przyczyny, byśmy chcieli pragnąć tej Pełni, czyli Boga. By chcieć pielęgnować w sobie to dążenie do Niego właśnie poprzez wzajemny szacunek, dogadywanie się z bliźnimi, budując wraz z nimi społeczne, religijne i kulturowe więzi.
Ów nieuczciwy rządca nie był wcale taki nieuczciwy. Działał w granicach prawa. To, że zaniżył pożyczającym od pana dobra, które mieli zwrócić dziedzicowi, oznacza tylko tyle: rządca zrzekł się zysku, do którego miał prawo. W ten sposób, mówiąc kolokwialnie – ocalił swoją skórę przed więzieniem a dodatkowo przysporzył swemu panu dobrej sławy. Ci, którzy od gospodarza pożyczyli więcej a oddali mniej (bez owego zysku dla rządcy) mogli powiedzieć głośno i wszędzie: nasz pożyczkodawca to dobry i hojny człowiek.
Jaka więc nauka dla nas dziś płynie z tego zdarzenia ewangelicznego? Myślę, że ta podstawowa wyraża się w uznaniu, iż są takie sytuacje, że mimo należnego nam dobra możemy, czy wręcz powinniśmy umieć i chcieć z niego zrezygnować. Jeśli bowiem utożsamiamy się z Chrystusem i Jego Ewangelią, to wiemy, że to, czym w życiu operujemy nie jest ani trochę nasze. I fakt, że to, co dziś posiadamy wcale nie jest taki pewny i oczywisty, że jutro będzie tak samo. A przecież chcemy, by naszą dewizą było zdanie mniej więcej takie: Aby we wszystkim Bóg był zawsze uwielbiony. Ten nieuczciwy zarządca nas tego uczy, bo my wszyscy bardziej lub mniej na tych samych falach, co on, nadajemy.
Discover more from Verum Elevans Hominem
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
„…rządca zrzekł się zysku, do którego miał prawo.”
Jeżeli tak było w istocie, to nie można go nazywać nieuczciwym, imho:)
No cóż, każdy ma prawo do swojej interpretacji 🙂
Owszem – miał prawo do tego zysku. Chciał się wzbogacić, pracując i regulując procent, na jaki pożyczał z dóbr swego pana. A, że jako człowiek obrotny, chciał się być może szybko dorobić wielkich dóbr ale zapomniał przewidzieć, że nie jest tak do końca sam sobie ani sterem ani okrętem. Trzeba było się rozliczyć szybciej, niż przypuszczał. I mu się udało.
Patrząc na życie ludzkie dziś, ale z perspektywy zdarzenia ewangelicznego, tak samo to wygląda dziś: tak bardzo „nasze”, ludzkie znaczy się, jest by mieć dużo i szybko. Jeśli nie w ręku, to przynajmniej w polu widzenia. A tu okazuje się, że sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Kiedyś słyszałem zdanie: „Jak chcesz rozśmieszyć Pana Boga” to weź Mu opowiedz swoje plany na przyszłość”. To oczywiście maksymalne uproszczenie, czy dykteryjka, ale jakże bardzo trafna. Z jej treści jak również i z treści przypowieści wynika ten sam morał, to samo przesłanie: bierz pod uwagę, że nigdy sam od siebie nie zależysz i planuj tak, byś bywał miło zaskoczony, a nie żebyś miał mieć torsje przedzawałowe.
Bardzo mi się podoba komentarz Ks. Edwarda Stańka, oto link:
http://mateusz.pl/czytania/2010/20100919.htm
„Wysiłek mądrych duszpasterzy koncentrował się na przekonaniu ubogich, by o ile to tylko możliwe, nigdy nie korzystali z pożyczki. W niej bowiem dostrzegali najpoważniejsze zagrożenie wolności. Pożyczający dostrzega doraźną pomoc, a nie widzi, że zakłada sobie na szyję obrożę, tracąc wolność często na zawsze. Pies przy budzie zgodził się na dozgonną pożyczkę. Za miskę jedzenia sprzedał wolność i służy swemu właścicielowi. Takie rozwiązanie nie ma nic wspólnego ani z Ewangelią, ani z mądrością.”
Swoją drogą, ta Ewangelia i w szczególności ten komentarz dedykuję wszystkim Proboszczom zaciągającym pożyczki 🙂