Jako iż dziś miałem okazję się przekonać, że niektórym Polakom duchowni służą jako obiekty kpin, drwin oraz gwizdów, pozwolę sobie na kilka refleksji po obejrzeniu zajść na Krakowskim Przedmieściu.
- Hurra-katolickie okrzyki, skandowania haseł wionących groteską spełniły swoją rolę. Wyzwoliły ładunek agresji, sprowokowały postawy, za które, uważam, okazujący je, powinni się wstydzić. Widoczne były transparenty: „Polsko obudź się”, „Witaj PRLu” i tym podobne. Wyzwoliły niemały potencjał agresji pośród ludzi, próbujących zacieśniać pierścień wokół krzyża. Po raz kolejny komunizm odniósł zwycięstwo – wyzwolił niskie instynkty pośród zgromadzonych. Ciekaw jestem, czy ktoś z obecnych tam „aktywistów”, chociaż na moment zechciał przeanalizować sytuację, w jakiej postawieni zostali funkcjonariusze Policji, BOR, Straży Miejskiej. Widać było wiele cierpliwości w ich postawie, bardzo biernie reagowali przynajmniej na początku napierającego tłumu. Któryś z nich albo oberwał w twarz, albo zdążył zrobić unik – tak mi się przynajmniej zdaje, ponieważ podnosił z ziemi czapkę. Służby porządkowe przyszły na plac pełnić swoją rolę: utrzymać porządek, zapewnić bezpieczeństwo obecnym tam osobom. A tymczasem zostali potraktowani jak agresorzy – chociaż to nie im nerwy puściły.
- Około 13.00 pojawili się kapłani, mający dokonać celebracji przewidzianej przez władze kościelną. Ciągle indagowani, podpuszczani i okpiwani zachowali się niczym opoki. Zero dyskusji, komentarzy, polemik. Zasada jest jedna w tym momencie: nie ze wszystkimi wszystko o wszystkim. Przestrzeń religijna została uszanowana i godnie zaprezentowana przez duchownych.
- Parę minut po 13.00, kiedy wiadomo już było, iż krzyż nie zostanie przeniesiony do kościoła Św. Anny, w tymże kościele zaczęła się zapowiadana msza święta w intencji ojczyzny, ofiar Katynia sowieckiego, ofiar tragedii lotniczej pod Smoleńskiem. I tu nie lada zdziwienie! W kościele tym, mimo, iż do największych nie należy, były wolne miejsca! Stężenie Pana Boga w tej świątyni dało się momentalnie odczuć nawet w szklanym ekranie. Oto wyraźny znak, gdzie jest miejsce Kościoła Pielgrzymującego: w świątyni, wokół ołtarza Ofiary Chrystusa, przy słuchaniu Słowa Bożego i uczestniczeniu w liturgii.
- Każdy z nas ma swoje krzyże. Choroby, trudne relacje rodzinne, brak pracy, czy niedostatek dóbr, by funkcjonować w poczuciu bezpieczeństwa o byt, etc. Mamy też wszyscy krzyże swego powołania, którym winniśmy być zawsze wierni, nie iść na łatwiznę, czy broń Boże, porzucać je. Z nich właśnie będziemy najsampierw rozliczeni przez sprawiedliwego Sędziego. Bardzo mi się podobało, kiedy ludzie zapytani w sondzie ulicznej o patriotyzm, mówili, iż im się on kojarzy z sumiennością, z czystym polskim językiem, solidnością w pracy, życiem sprawiedliwym, wolnym o narzekań, wygórowanych roszczeń, etc. To, że pojawia się zryw „obrony krzyża” przed pałacem prezydenckim, w moim przekonaniu jest bardzo często czymś na płaszczyźnie „eventu”, możliwości anonimowego „wyrzygania” władzy, co mi „na wątrobie leży”, poczynione tym razem nie na ławeczce w parku, czy u sąsiadki na ploteczkach lub podczas wyklinania polityków, gdy ci wypowiadają się przed mediami lub na trybunie sejmowej. Świetnie to pokazał być może zupełnie nieświadomie, dziennikarz Polskiego Radia, kiedy po rozmowie z 3 mężczyznami, zapytał o ich personalia. Usłyszał wykręty na przemianz milczeniem.
Przekonany jestem, że pewni już albo niebawem, dzień 3 sierpnia 2010 będzie kamieniem węgielnym pod dzielenie rodaków na tych, co byli na Krakowskim Przedmieściu i na tych, co tam nie przybyli. Ci pierwsi być może będą siebie uważali za lepszych.
Cieszę się, że krzyż pozostał na miejscu, choć smucą mnie okoliczności tego sukcesu. Zupełnie zgadzam się ze stanowiskiem pana posła Kłopotka. Zarówno w sprawie pokpienia całej sprawy przez prezydenta-elekta, jak i w temacie płynności przeniesienia krzyża i jednoczesnego odsłonięcia tablicy pamiątkowej.
Utwierdzam się jednak też w przekonaniu, iż stan polskiego ducha religijnego jest bardzo daleki od oczekiwań, jakie mogą rodzic się, kiedy patrzy się na 1000 lat od chrztu Polski. Im dalej od tamtego wydarzenia, tym mniej zapału, by Bogu samemu służyć, w Duchu i Prawdzie.
Iść na „event” tak. Karmić się Ciałem Pańskim, trwać na adoracji Sanctissimum, błagać o wstawiennictwo Matkę Najświętszą w maju, czy październiku, Serce Jezus w czerwcu – już niekoniecznie. Bo to nudne i nie medialne.
Discover more from Verum Elevans Hominem
Subscribe to get the latest posts sent to your email.
Wydaje mi się, że w całej tej akcji ogromną rolę odegrali prowokatorzy. Nie chcę tu nikogo osądzać, ale niektórzy „aktywiści” byli idealnie ucharakteryzowani na moherowych oszołomów. Kurde! Cały czas kołacze mi się w głowie taka myśl – a jakby za kimś takim pójść i zobaczyć, co robi PO evencie?
Notto – nie da się tego wykluczyć. To prawda. Wiem też, że kilka osób potrafi rozwalić klimat atmosfery w tysiącach.
Piszę o tym co widzę – dziś w tv a przez szereg ostatnich lat – live. Pisze o tym w ostatnich 2 akapitach.
Przestrzeń dla symboli chrześcijańskich jest ciągle okrawana, przy bierności kleru, jak salami plasterek po plasterku. Jeśli poddamy się temu procesowi to „neutralne” państwo wepchnie nas do katakumb.
Do katakumb to chrześcijaństwo w Polsce już dość dawno temu weszło. Neokatechumenat, tradycjonaliści, „wodotryski” pentakostalne. Ucieczka od wspólnoty parafii, bo tam nudno, bo się wymaga, bo trzeba coś w życiu pozmieniać.
Znamienite jest to, że masa egzaltowanych głosów pojawia się jako anonimy. Chcesz być wiarygodny, powiedz kim jesteś, co robisz, jakie jest twoje życie. Bo moje jest grzeszne, potrzebujące Boga, głodne Go.
Masz rację…
To nie była obrona Krzyża, to niestety kretyństwo. Wielka niby-obrona Krzyża i wiary lepiej by się sprawdziła, gdyby to „chrześcijańskie” społeczeństwo aktywnie sprzeciwiło się np. manifestacji gejów i lesbijek, albo prawodawstwu niszczącemu rodzinę. To jednak jest trudne. Łatwiej jest zrobić burdę pod Pałacem, która obraża Boga.
Przestrzeń dla symboli chrześcijańskich nie jest ograniczana przez to, że ktoś usunie krzyż postawiony na pamiątkę tragedii, bo takich krzyży usuwa się masę niemal każdego dnia – choćby te stawiane przez rodziny ludzi, którzy zginęli w wypadkach drogowych – jakoś tam nikt nie manifestuje.
Przestrzeń symboli chrześcijańskich okrawana jest przy milczącej obojętności ludu chrześcijańskiego, gdy zabiera się je z miejsca pracy, nauki, usuwa z własnych domów, bo nie pasują do nowoczesnego wystroju wnętrz itp…
Kościół Krzyża pod Pałacem nie stawiał. Gdyby każdy na ulicach chciał stawiać swoje symbole gdzie mu się podoba, to byłby bajzel, a nie chrześcijaństwo.
Otóż to:
Okazuje się, że dla nas wielkim problemem jest wychowanie prawdziwych elit intelektualnych oraz duchowych. Tak trudno jest nam odbudować to, co niegdyś komunizm, totalitaryzm zabrał, zamordował.
Niepotrzebny tekst!
Myślę, że w podejściu do sprawy bardzo ważne jest poszukiwanie początku problemu. A problem pojawił się, gdy prezydent elekt niespodziewanie zażyczył sobie usunięcia krzyża. Wierni, nie znaleźli w wypowiedziach hierarchii tej stanowczości i takiego ducha, jakich mieli się prawo spodziewać. Wydaje się, że Kościół polski posądzany często bardzo niesłusznie o mieszanie się do polityki, tym razem rzeczywiście niepotrzebnie się wmieszał naciągając argumenty religijne (godne miejsce dla krzyża) tylko po to, aby podeprzeć ewidentnie polityczne motywacje Platformy (likwidacja miejsca – symbolu godzącego w Platformę). Co gorsza, nieroztropie zbagatelizowano fakt,że dziwna zajadłość Platformy w tej walce nasuwa domniemanie inspiracji antychrześcijańskich i zdumiewająco współbrzmi z paneuropejską wojną z krzyżami.
Ubolewam wspólnie z Księdzem nad drwinami z duchownych, ale zupełnie zbytecznie Ksiądz generalizuje. Sam zachowuję szacunek do duchownych, jednak gdybym był przy krzyżu zadałbym im pytania wyprowadzone z tego co napisałem powyżej. A nie byłyby to pytania podyktowane kpinami z duchownych, a raczej ubolewaniem, że wspolnie z najbardziej zaciętymi antyklerykałami usuwają krzyż z przestrzeni publicznej. I jesli miałbym się czegoś wstydzić, to raczej mojego milczenia w podobnej chwili.
Niepotrzebnie, ale i też nietrafnie obraża Ksiądz obrońców krzyża. Zauważą Ksiądz agresję i negatywne emocje, jakby samo zaangażowanie emocjonalne miało przesądzać o niesłuszności sprawy. Tymczasem o wiele bardziej naganny jest beznamiętny ton z jakim prezydent elekt komunikuje wyrugowanie symbolu chrześcijańskiego sprzed okien swojego pałacu. Zwłaszcza, że stoi za nim państwowy aparat przymusu, którego jego przeciwnicy zwyczajnie się boją. Gdyby Ksiądz zapomniał, to przypominam o groźbach palikota w odniesieniu do bohaterów filmu Solidarni 2010. W jakiś niepojęty sposób zarzuca Ksiądz obrońcom krzyża skomunizowanie, chociaż krótka refleksja pozwoliłaby dostrzec, że analogie z PRL wręcz się narzucają, ale z zupełnie odwrotnej strony. A już pochwała służb porządkowych, że nie pobiły, chociaż mogły przypomina najgorszą propagandę stanu wojennego. Tego argumentu nie należało ruszać.
Chybiony jest również argument z autorytetu, że to nie ze wszystkimi o wszystkim, bo dla większości Polaków Kosciół w tej konkretnej sprawie stał się chłopcem na posyłki prezydenta elekta. A jego fobie związane z pamięcią po poprzedniku, nie zbudowały mu autorytetu. Krótko mówiąc, zwolennik in vitro i miłośnik WSI, został zasłonięty przed zarzutami przez przedstawicieli Kościoła. Może należałoby poddać refleksji owo nierotropne zaangażowanie.
Punkt trzeci Księżowskiego wywodu jest demagogią. Mogę odwracając argument powiedzieć, że nie cofnięto się przed użyciem Najświętszej Eucharystii po to , aby odciągnąć ludzi od krzyża. A przecież nie byłoby nic dziwnego w odprawieniu Mszy Św. przy krzyżu prezydenckim, tak łatwo podejmuje się przecież decyzje o celebracjach w przygodnych miejscach pod gołym niebem.
W punkcie czwartym przeprowadza Ksiądz wywód uzasadniający rugowanie krzyży z przestrzeni publicznej i nie znajduję w nim niczego co nie mogłoby zostać wykorzystane przez antyklerykałów do komentowania wydarzeń związanych z obroną krzyża w Mogile lub w szkołach. Trochę się zawstydziłem za Księdza w tym miejscu. A jeszcze bardziej, gdy zadriwł sobie Ksiądz boleśnie z chęci ukrycia tożsamości przez obrońców krzyża. Będę brutalny tak jak ksiądz. Ma Ksiądz stały dochód i nie grozi Księdzu wyrzucenie z pracy, ani nalot skarbówki. Przeciętny Polak żyje bliżej rzeczywistości i wie, że ma teraz rząd, który potrafi dokuczyć.
Na koniec uspokoję Księdza. Wyciąganie wniosków z tego wydarzenia na temat słabej religijności Polaków jest pochopne, a być może przekonuje o niezłym stanie tej religijności.
Dostrzegam dziś, w dobie tak zwanej demokracji, iż ludzie słyszą to co chcą słyszeć, widzą to co chcą zobaczyć, etc. Jak pisał ks. Łukasz – nie Kościół, w znaczeniu Pasterze tegoż Kościoła krzyż postanowili postawić. Można nad tym faktem boleć, owszem. Ponieważ zmysł wiary oraz refleksyjność pozwalają na zauważenie pewnych znaków czasu i na skorzystanie z nich jako nośników łaski Bożej. To zostało pokpione. Może stałoby się inaczej, gdyby jakiś kapłan z otoczenia + ks. Indrzejczyka by się tym zajął. Może…
Z tym wmieszaniem się Kościoła do polityki – to owszem zgoda. Można było powiedzieć ludziom z kancelarii prezydenta NIE. Ale co wtedy by się mogło zdarzyć? Do jakich bezbożności mogło dojść? Dobrze się stało, że kapłani obecni przy dzisiejszych zdarzeniach nie palili się do planowanej celebracji. Tu właśnie zadziałał ów zmysł wiary i czytanie znaków czasu. Można mieć nadzieję, że hierarchowie oraz my, frontowcy jak ja i Łukasz i setki innych, odrobimy lekcję z dziś i nie dopuścimy na szczeblach naszej pracy do mariażu religii i polityki.
Nigdy nie generalizuję. Piszę o tym, co widzę i ogarniam swą myślą tych, których działanie komentuję. Gdybym ja został o cokolwiek zapytany, będąc na Krakowskim Przedmieściu, odpowiedziałbym nieco niegrzecznie, bo pytaniem: czy ma Pan/Pani absolutna pewność, że w tej chwili ktoś Pani/Pana nie potrzebuje pilnie gdzie indziej, w innych okolicznościach.
Niepotrzebnie, ale i też nietrafnie obraża Ksiądz obrońców krzyża. Zauważą Ksiądz agresję i negatywne emocje, jakby samo zaangażowanie emocjonalne miało przesądzać o niesłuszności sprawy.
Z obfitości serca mówią ludzkie usta. Ten gniew i reakcje pod jego wpływem nie są wg mnie w niczym usprawiedliwione, a już na pewno nie owych Chrystusowym, „ Świętym gniewem”. Bo nijak nie potrafię z dzisiejszych zdarzeń wyciągnąć przesłania „Troskliwość o dom Twój mnie pochłania mnie”.
Nie widzę też zasadności podnoszenia tematu prezydenta – elekta, ponieważ nie mam zamiaru ani chęci komponowania wojny Urzędu Prezydenta z ludźmi, którzy deklarują swa przynależność do kościoła katolickiego. Niech sam Pan Komorowski się tłumaczy z tego, do czego jak dziś widzieliśmy, świadomie lub nie – on doprowadził. O ileż mniej przykrości by się pojawiło w Polsce, gdyby sprawę krzyża rozwiązać przed wyborami, czyniąc stosowną uroczystość, połączoną z trwałym i koncyliarnym upamiętnieniem katastrofy z 10 kwietnia br.
Co do stawianego mi zarzutu „skomunizowania” tłumu – to zarzut chybiony. Chodziło mi o wyrażenie tego, że komunistyczne, PRLowskie hasła spełniły swą rolę – wznieciły żar nienawistnych zawołań, grymasów twarzy, gestów. Komuna wiedziała doskonale, że gniew, który rodzi się ze skopania jest najlepszym usprawiedliwieniem dla zamordystycznych rządów i wytłumaczeniem masowych egzekucji. „Bo to przecież był atak na funkcjonariusza”. Nasza, katolicka, Chrystusowa siła do walki duchowej o świętość tkwi w słowach, jakie notuje dla nas Apostoł Paweł: „Moc w słabości się doskonali”.
Policjantów, mimo iż prowadzę czasem z nimi przeogromne boje o sprawy fundamentalne, i bywam przy tej okazji przez nich nie raz „kopany”, będę wspierał i szanował. Z dwóch przynajmniej względów: kilku z nich to moi znajomi, to raz. Dwa: w wielu wypadkach, dawniej i dziś noszą piętno systemu komunistycznego, nadal kultywowanego w kręgach resortu. Żal mi ich i najzwyczajniej w świecie szkoda, że zostali na pewien sposób upośledzeni. W szeregach frontowców nie do przeskoczenia jest prawda, iż niemoralnych rozkazów nie należy wykonywać. Dziś nie mieli takiego rozkazu, niemoralnego właśnie. Po prostu robili to, co do nich należy. Tyle!
Chybiony jest również argument z autorytetu, że to nie ze wszystkimi o wszystkim, bo dla większości Polaków Kosciół w tej konkretnej sprawie stał się chłopcem na posyłki prezydenta elekta. A jego fobie związane z pamięcią po poprzedniku, nie zbudowały mu autorytetu. Krótko mówiąc, zwolennik in vitro i miłośnik WSI, został zasłonięty przed zarzutami przez przedstawicieli Kościoła. Może należałoby poddać refleksji owo nierotropne zaangażowanie.
Argument z autorytetu nie jest chybiony. To jedna z podstaw teologii moralnej. Nie każdy ma prawo do każdej prawdy. Natomiast fakt, iż „zwolennik In vitro, etc” został wybrany w demokratycznych wyborach, świadczy wg mnie tylko o tym, że stoi za nim rzesza iluś tam milionów ludzi, uważających podobnie jak on.
Sformułowanie (…) cofnięto się przed użyciem Najświętszej Eucharystii po to , aby odciągnąć ludzi od krzyża, gdyby zostało użyte jako zdanie w całości jakiegoś wywodu, uznałbym za paranoję lub przynajmniej za nieporozumienie, wynikłe z luk formacji chrześcijańskiej piszącego je. Wszak Chrystus uzasadniał, że najpierw Eucharystia, Jego Ciało, jest gwarantem życia wiecznego.
Co zaś się tyczy zarzutu ku mnie, jakobym dawał argumentum antyklerykałom: nawet jeśli, to lepiej niech będzie to takie argumentowanie, a nie w stylu: „pójdziesz do diabła, bo nie chodzisz do Kościoła”, albo „dla pedałów jest piekło”.
No i na koniec sprawa anonimowości: anonimy wrzuca się do kosza. One nie mają racji bytu. Stąd też wolę jasne sytuacje, kiedy operuje się danymi personalnymi. Za imieniem i nazwiskiem idzie autentyczność, za pseudonimem, czy pustką – nie ma nic wiarygodnego. Ani ucisk, ani prześladowanie, ani długie ręce złych ludzi – nic nas nie jest w stanie odłączyć od miłości Chrystusa.
Stan religijności Polskiej jest taki, jaki jest. Nie zachwyca, ale też nie prowadzi do załamania totalnego. Co widać choćby codziennie o 21.00 na Jasnej Górze.
Mała uwaga:
Owszem – BOR, Policja, Straż Miejska zachowały się mniej więcej w porządku. Z małym wyjątkiem – użycie gazu w tamtym momencie było naprawde nieuzasadnione. A przy okazji – czapka może spaść i przy popchnięciu, czy szarpaniu.
na wszelki wypadek przypomnę księdzu
http://www.mateusz.pl/jpii/witamy/0701.htm
Tak, myślę, że to dokładnie tak. Za dużo w tym wszystkim histerii, żeby to było Boże.