Myślę, że nie będzie przesadą, jeśli chcąc mówić o kierownictwie duchowym w jakimkolwiek przypadku, wyjdzie się od zasady, iż łaska buduje na naturze. Dla jasności rozumienia, o co chodzi: człowiek to mikrokosmos. Uosabia w sobie mnóstwo rozmaitych „części składowych”, takich jak kontekst społeczny, kulturowy, emocjonalny, światopoglądowy. Posiada człowiek pasje, zainteresowania, znajomości, przyjaźnie, są rzeczy które lubi ale obok nich są tez i takie, których nie cierpi, czy wręcz się nimi brzydzi. Krótko mówiąc, mikrokosmos właśnie.
Mając świadomość tego wszystkiego, przyjmując całość jako „uposażenie” od Boga właśnie, albo przynajmniej jako „dobrodziejstwo inwentarza” z Bożej woli, może osoba podjąć działania kategoryzacji tego wszystkiego.
- Uporządkowanie hierarchiczne tego, co jest dane osobie. Od spraw najważniejszych, aż po te najmniejsze, wręcz niepozorne. [jako przykład: temperament, posiadana wiedza oraz doświadczenie, wyrobienie duchowe, kompetencje adekwatne do stanu, znajomości, zainteresowania, organizacja czasu, zręczność, poczucie humoru, etc]
- Pogłębianie tego, co służy rozwojowi [choćby wg wcześniej podanego klucza: konieczne, przyjemne, pożyteczne]
- Przesiew spośród tego wszystkiego, co prowadzi ku marnowaniu czasu, sił, zaangażowania; co w konsekwencji prowadzi do duchowej ociężałości, czy choćby zdradza objawy duchowego lenistwa.
To tyle, jeśli chodzi o zarysowanie tematu „ludzkiego mikrokosmosu” w służbie rozwijania normalnym tokiem, duchowego przeżywania fenomenu życia w relacji do Boga, w oparciu o zdanie, iż łaska buduje na naturze. Myślę, że kolejne notki, z czasem zorientuję na szczegółach. Dziś natomiast, jako iż mam ku temu osobiste powody, chcę przedstawić Czytelnikowi problem, myślę, niebanalny. Problem, który nierzadko bywa banalizowany lub patetycznie afirmowany. Jedni mogą zostać w związku z tą postawą „ze skrajności w skrajność” uznani za lodowatych i cynicznych „troglodytów”, inni zaś za pełnych melancholii i egzaltowanych „dewotów”. I wcale nie musi być tak, że owi „troglodyci” będą mniej lub bardziej gorsi jako „duchowi ludzie” od owych egzaltowanych „dewotów”, i na odwrót. Bywa, że w obu przypadkach, to co prowadzi do owych skrajności, u jednych i drugich, bywa przeklinane. Nierzadko też przysparza strapień duchowych oraz łez. Cóż to takiego tajemniczego? O co może chodzić? Oczywiście o uczucia! O ich przeżywanie, okazywanie, rozpoznawanie. Tak więc uczuciom zechciejmy się przyjrzeć, by móc umieć jest efektywnie wprzęgnąć w budowanie lub też niekiedy w odbudowywanie wprowadzonego w doszczętną ruinę domeczku naszej cnoty wiary, uskrzydlanej przez jej siostry: nadzieję oraz miłość. Materiał, jaki chcę przedstawić jest dość obszerny, więc proszę wybaczyć, ale będę go przedstawiał w „odcinkach”.
- 1. Rola uczuć w życiu ludzkim
Nie ma chyba pośród rodziny ludzkiej nikogo takiego, kto by uczuć nie przeżywał. Począwszy od tych najpiękniejszych, uwznioślających, aż po te, które mażą na kruczoczarno nasze wnętrze. Są uczucia budulcem naszej komunikacji z bliźnim, bez względu na różnice płci, wieku, pozycji społecznej. Fakt – nie zawsze sobie zdajemy sprawę z tego, iż komuś coś żeśmy na przykład powiedzieli, na bazie uczuć właśnie.
Uczucia, czy też emocje tkwią w nas znacznie głębiej aniżeli myśli. Doświadczenia emocjonalne tworzą w nas (a dokładnie w podświadomości), „ślady”[1]. Te, które pojawiają się pierwsze, stanowią swoisty fundament dla kolejnych. To tak, jak osiedlowe sieci ścieżynek do zieleniaków, do działek sąsiadów, etc. Im częściej się nimi chadza, tym wolniej zarastają. W związku w owymi „śladami” ważne jest, by na przykład niemowlę, zaraz po narodzinach, przynajmniej przez pierwsze 6 miesięcy swego doświadczania świata poza łonem matki, było otoczone ogromnym ładunkiem miłości OBOJGA rodziców. Miłości personalnej a nie materialnej. Miłości okazywanej przez mamę oraz tatę, a nie poprzez futurystyczne pampersy, odjazdowe grzechotki i najnowszej generacji smoczki. Atmosfera miłości tej będzie później rzutować na dalsze lata drogi życia tego małego człowieka. Im więcej miłości otrzyma, tym więcej jej okaże w swoim życiu. Obawy moje osobiste wzbudza fakt emigracji za pracą, długie delegacje, i tym podobne zakłócenia w obdarowywaniu miłością. By jeszcze bardziej uwyraźnić ową „tropikę” uczuć, dam przykład standardowy: ojciec wzbudzający lęk u dziecka. Jest to gotowy przepis na zalękniony, czy wręcz niewolniczy stosunek do autorytetów w życiu dorosłym (oczywiście, jak zawsze – nie można absolutyzować). Pamięć uczuciowa, bo to przecież o niej mowa, może przyczynić się do tego właśnie stanu „troglodyty”, który mimo serca bijącego w rytm kapłańskiego pukania w kratki konfesjonału, ciągle porusza się między bliźnimi jak Goliat pomiędzy Pigmejami. Proszę mi wybaczyć, ale jako, iż lubię oglądać kreskówki, przypomina mi się tu scena ze Szreka 1, kiedy mowa o tym, że ogry są jak cebula. Znaczy się nie tyle, że śmierdzą, ile bardziej, że mają warstwy. Pod mnóstwem tych warstw kryją się uczucia właśnie. Poznać je, odkryć, to znaleźć swego rodzaju instrukcję obsługi – ale wpierw dla samego siebie. Taki Paweł z Tarsu: choleryk, aparatczyk, ideowiec potrzebował sporo czasu, by uczucia towarzyszące jego inteligencji, zaciętość, radykalizm, oddać na służbę Chrystusowi. Nikt inny nie był na tamten czas wyposażony w takie narzędzia, by móc przekazać Dobrą Nowinę poganom ale jednocześnie nie prostaczkom. Pewnie, gdyby do Grecji udał się św. Piotr, albo Synowie Zebedeusza, to pewnie antysemityzm byłby zapożyczeniem od antyhellenizmu.
Tak zatem, reasumując – idealnym stanem byłby taki, że każdy nasz milimetr duszy i ciała, każda blizna cielesna i duchowa, poczucie humoru i powaga niczym ta, charakteryzująca oblicza świętych ze średniowiecznych malowideł – wszystko to byłoby w służbie Trójjedynego Boga, głoszenia Ewangelii.
Stan realny jest taki, że chcemy (lub chcemy chcieć), byśmy my sami w sobie się umniejszali ażeby mógł w nas żyć Zmartwychwstały Pan.
[1] Warto tu wspomnieć, iż 7/8 naszego życia to podświadomość, której składowe to przedświadomość i nieświadomość. Ta druga pozostaje najbardziej w obrębie zainteresowań kierownictwa duchowego, albowiem ona właśnie, nieświadomość, kształtuje nasze odniesienie do bliźniego, do Boga i do samych siebie. Powstaje wskutek powolnego lub nagłego tłumienia faktów z życia. Siłą rzeczy więc, jest nieświadomość magazynem energii, siedliskiem stylów ale też staje się dziedziną konfliktowości.
Discover more from Verum Elevans Hominem
Subscribe to get the latest posts sent to your email.