Kolejne, 4 stadium wchodzenia w jogińską medytację to regulacja oddechu, celem spowolnienia rytmu serca, uspokojenia psychicznego i koncentracji umysłu. I tu znowu mamy pewien problem. Bo o ile podobne praktyki wskazane są choćby przy modlitwie Księgą Psalmów, to jednak mają one dopomóc w odnalezieniu drogi do Pana Boga, doświadczenia Jego bliskości poprzez kontemplację świata opisanego w Psalmach właśnie. Natomiast jogin wzgardza światem, szukając bóstwa poza nim. Chrześcijanin wie, że Syn Boży wszedł w świat doczesny, by dopomóc człowiekowi znaleźć drogę do wieczności i na niej wytrwać. To stadium jak i kolejne, zwane Pratyahara – wycofanie zmysłów z przedmiotów, do których się odnoszą. Zgoda na strumień wrażeń, emocji, które przechodzą przez jogina w medytacji. Nie wolno tego kontrolować, oceniać, wartościować. To jest moment, w którym „coś” może, przechodząc przez nas, zadomowić się. Tymczasem Słowo Boże wzywa nas do „badania duchów”: Umiłowani, nie każdemu duchowi dowierzajcie, ale badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków pojawiło się na świecie. (1 Jana 4, 1-6). Te ostatnie 2 kryteria stanowią największe zagrożenie dla korzystających z nich. Chodzi tu o tzw „chaneling” czy inaczej „kanałowanie” czyli pozwolenie na to, by praktykujący jogę stał się niejako manifestującym bóstwo (nie zapominajmy, że hinduizm to religia politeistyczna) – przy czym, aby tak się stało, musi swoją duszę jakby usunąć z ciała, by ona zrobiła miejsce bóstwu. Istnieje tu niebezpieczeństwo polegające na tym, że dusza może nie wrócić do swego posiadacza. Zachęcam do wczytania się lub posłuchania o tym zjawisku, które opisuje Joseph Verlinde, który sam przeżył to, o czym mowa.
Jest mnóstwo świadectw kapłanów, którzy posługują jako egzorcyści, w których to świadectwach mowa m.in. o tym, jak wiele osób zwraca się o pomoc duchową właśnie po eksperymentowaniu z duchowością Dalekiego Wschodu. Nierzadko członkowie ich rodzin dostrzegają, że dzieje się coś niepokojącego, a bywa też, że i sami doświadczają ataków na samych siebie.
„Żadna technika nie jest w stanie zastąpić pragnienia wolności, które rodzi się w dążeniu do Boga” – pisał kadr. Ratzinger. Wolność rodzi się z dialogu osób. Chrześcijaństwo tego uczy, ponieważ historia zbawienia to od początku dialog Boga z człowiekiem. Hinduizm, czy w ogóle duchowość Wschodu nie uwzniośla tego faktu, przeciwnie umniejsza go, o ile wręcz nie ruguje go z płaszczyzny duchowości. Duchowości, którą determinuje kaprys bóstwa, a nie jego troska o świat i stworzenie, którego jest Panem.