Kto po wsi chodzi ten sam sobie szkodzi

Kilka myśli pod jutrzejszą Ewangelię, choć nie tylko. Może akurat ktoś skorzysta na dłużej, niż tylko na kilkadziesiąt minut Mszy Świętej i kilka minut homilii?

„Wynoszono też chorych na ulice i kładziono na łożach i noszach, aby choć cień przechodzącego Piotra padł na któregoś z nich.”

Czy nam dziś zależy na tym, by choć cień Tego, Który nam Siebie dał w Kościele, padał na nas, dotykał naszej przestrzeni funkcjonowania?

Przywozimy pamiątki z urlopów, wycieczek, koncertów, wielu innych „eventów” – a co z „pamiątką Dnia Świątecznego”? Nisko, albo wręcz zero nakładową pieniężnie, a dającą wiele dobra?

Ja, Jan, wasz brat i współuczestnik w ucisku i królestwie, i wytrwaniu w Jezusie, byłem na wyspie, zwanej Patmos, z powodu słowa Bożego i świadectwa Jezusa.

Jaka jest moja „metryczka” świadka Chrystusowego, którą mógłbym sobie wypisać? I nie – nie chodzi mi o porównywanie się z Janem apostołem. Po prostu – warto sobie to postawić przed oczy. Bo zawsze jakieś świadectwo dajemy. Przypominając sobie o nim, możemy się bardziej zanagażować.

«Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i ręki mojej nie włożę w bok Jego, nie uwierzę».

Kto po wsi chodzi, ten sam sobie szkodzi. Można powątpiewać, kwestionować. Wszak mamy wolność w sercu. (o ile ją mamy). Może jednak zanim zaczniemy kwestionować, wątpić to wpierw rozejrzymy się wokół, posłuchamy innych, spojrzymy w ich oblicza, zobaczymy jakie rozmowy prowadzą, jak się zmieniło ich zachowanie, poglądy na szereg spraw? (Tu również ukłon w stronę krytyków nauczania Kościoła).

Jeśli od najwcześniejszych dni świadomego naszego życia duchowego nie interesujemy się alfabetem Boga, Jego językiem i dokonaniami, to nie dziwota, że podzielamy doświadczenie i punkt widzenia Didymosa.

Boże zawsze miłosierny (…) pomnóż łaskę, której udzieliłeś, abyśmy wszyscy głębiej pojęli, jak wielki jest chrzest, przez który zostaliśmy ochrzczeni, jak potężny jest Duch, przez którego zostaliśmy odrodzeni, i jak cenna jest Krew, przez którą  zostaliśmy odkupieni.

Zaszufladkowano do kategorii Biblia, Puncta, Słowa o Słowie, Słowo | Otagowano , , , , | Dodaj komentarz

Orły murawy i Ewangelia

Tak mi się skojarzyła dzisiejsza Ewangelia, jak to opisałem na portalu X. Wrzucam link dla archiwizacji, bo na platformie E. Muska trudno mi szukać wpisów, do których mam ochotę niekiedy wrócić. Poza tym, nie chce zmuszać Czytelników bloga do główkowania, jak moje wpisy na X przeczytać. Daltego też wpis zamieszczam na blogu.

Dzisiejsza Ewangelia stawia mi trochę przed oczy mecze „orłów białoczerwonych” – miało być pięknie, wyszło jak zawsze. Jeszcze zanim mecz nie dobiegł końca, wracamy sfrustrowani kończyć sprawy dnia. Bardzo życiowa sytuacja. Tak ta nasza, z „orłami” jak i ta u Piotra apostoła i jego kolegów. Rozczarowanie popycha w ramiona standardowych zajęć i postaw. Wspomaga niepamięć, zabija nadzieję. To widać http://m.in w sytuacji, kiedy rezygnujemy ze spotkań z Jezusem w sakramentach Eucharystii i Pokuty. Zamiast wypłynąć na Genezaret życia (geneza, warto pomyśleć nad tym dłużej) i spotkać się ze Zmartwychwstałym, to idziemy w rutynę. „E tam, dam se spokój ze spowiedzią, 2 razy w roku to i tak sporo, jakoś to będzie.” „Co tam ten ksiądz jęczy do mnie, co i rusz zagaduje, spowiedź, komunia, nie widzę Cię w kościele. Dałby sobie spokój, ja mam tu swoje problemy, na ZUSy muszę zarobić, na ratę, etc.). Mało kto pewnie widzi w tym księdzu (albo i w kim innym nieraz) Pana Jezusa, który ogień rozpalił, żarełko przygotował, chce się spotkać, porozmawiać, usłyszeć mnie, zobaczyć się ze mną, dać dar Pokoju do mego serca, bym lepiej mógł ogarniać drogę do nieba. Takie to moje podzielenie się z Wami, Drodzy Państwo, dzisiejszym Słowem Bożym.

Zaszufladkowano do kategorii Biblia, Słowa o Słowie, Szkoła duchowych twardzieli, Życie Duchowe | 3 komentarze

O gnuśności duchowej, czyli acedii

Acedia w języku greckim oznacza oziębłość duchową, opieszałość ducha. To zobojętnienie na sprawy duchowe, porzucenie duchowej rzeczywistości w swoim życiu. Uważanie, że nie ma ona przełożenia, wpływu, na większość spraw.

Acedia to nie to samo co oschłość duchowa. Ta bowiem nie objawia się zarzuceniem praktyk duchowych, lecz polega m.in. na tym, że człowiek w oschłości duchowej „odklepuje” modlitwy, czy „odsiedzi” swoje w kościele, ale też ma żal z powodu tego stanu, i stara się z niego wyrwać, albo przynajmniej ma nadzieję, że ów stan ustanie. Acedia natomiast to gnuśność duchowa. To brnięcie w grzechy i wady, to hołdowanie im, w efekcie prowadzące do zatraty wrażliwości serca.

Acedia to niechęć d wysiłku w kierunku świętości, dobra i mądrości. Przejawia się to w różny sposób. M.in. przybiera acedia postać nudy, niezadowolenia, odrętwienia, niepocieszenia, rozbiegania, nadaktywności i pośpiechu. Inaczej mówiąc – wielpostaciowe odwrócenie uwagi i woli od sfery duchowej.

Wg św. Jana Kasjana (+435) acedia rodzi próżniactwo, ospałość, plotkarstwo, bezwzględność, niepokój, włóczenie się bez celu, niestałość fizyczna i duchowa, wścibskość.

Acedię nazywa się też „demonem południa”, ponieważ dotyczy etapu życia, gdy przemija gorliwość młodości a człowiek zniechęcony i gnuśny z trudem przeciwstawia się tej pokusie. To jest to, co psychologia określa pojęciem kryzysu wieku średniego. Ewagriusz z Pontu (+399) wymienia 9 oznak tego stanu:

nieproporcjonalny do przyczyn lęk wobec napotykanych trudności,

niechęć do podejmowania czegokolwiek co wymaga wysiłku,

niedbalstwo w przestrzeganiu przykazań, porządku oraz zasad,

niestałość w dobrym, niezdolność opierania się pokusom,

niechęć do osób gorliwych, bo drażnią pracowitością i uporządkowaniem,

marnotrawienie czasu,

folgowanie zmysłom, ciekawości i chęci używania,

zaniedbywanie obowiązków stanu,

unikanie pytań o sens życia i pomijanie spraw wiary.

Święty Bernard z Clairveaux acedia to stan „cienia śmierci”. Człowiek zobojętniały przyrównany jest przez niego do zaniedbanej, opuszczonej winnicy, albo opuszczonego domu, bez drzwi i zasuw. Brak w nim pociech i radości ducha, co zwiększa trud codzienności a zmniejsza zasługi. Pasożyt na korzeniu zżera od wewnątrz cnoty główne, choćby na zewnątrz wszystko przebiegało jeszcze wg nawyków. To stan, o którym mowa w Ap 3, 15-16 – stan letniości, nijakości.

Jest więc acedia stanem, w którym człowiek osiada na duchowej mieliźnie, nie podejmując trudu dążenia naprzód. Tym samym jest to stan przeciwstawny do uczestnictwa w Misterium Paschalnym, to życie tym co w dole, a nie tym co w górze. Acedia jest grzechem w całym tego słowa znaczeniu – a więc całkowitym przeciwstawieniu się zbawczej woli Pana Boga.

Niniejsza notka zawiera w swej treści chyba wystarczające „papierki lakmusowe” konieczne do określenia tego, czy acedia a więc cień śmierci wiecznej są moim udziałem, czy też nie. Natomiast czas drugiej części adwentu, który materialnie rozpocznie się w nadchodzący wtorek niech stanie się okazją albo do głębokiego dziękczynienia Bogu za dar niezmąconej wiary, bądź też – jeśli dostrzegam w swoim życiu zwiastuny acedii – sposobnością do ufnego wołania do Syna Bożego o łaskę rozpalenia ognia wiary na nowo.

Zaszufladkowano do kategorii Formacja Sumienia, Leksykon Duchowości, Szkoła duchowych twardzieli, Życie Duchowe | Otagowano , , , , , , , , | Dodaj komentarz

Krótki przewodnik nt walki ze zwątpieniem. (cz. 2)

Ów dopust Boży, mogący stać u początku zwątpienia to stan, który określa się w duchowości jako „noc ducha”, w której doświadcza się jakby „nieobecności Boga”. Wspomina o tym doświadczeniu m.in. Św. Teresa z Lisieux, pisząc o swych wątpliwościach nt istnienia nieba albo o doświadczeniu rozumowego postrzegania śmierci, która jawiła się jej jako noc nicości.

W Biblii wiele znajdziemy punktów odnośnych do zwątpienia. Już w raju swoim kuszeniem szatan doprowadza Adama i Ewę do zwątpienia w Słowo Boga, w Jego życzliwość i wierność. Z drugiej natomiast strony, Maryja jawi się jako Ta, której wiata nigdy nie była zachwiana zwątpieniem. Apostołowie z kolei często ulegają zwątpieniu, co im Pan Jezus nierzadko wyrzuca.

Inaczej natomiast rzeczywistość zwątpienia objawia się w życiu św. Pawła Apostoła. On nie wątpi w Chrystusa ani w Kościół, ale za to zwątpił w to, czy ujdzie z życiem wobec prześladowań, jakie go spotykały. Wytrwałość pośród doświadczeń to szansa na oczyszczający kryzys. Fakt występowania przeciwności i nasze ich znoszenie lub odrzucenie pokazuje nam, w jakim momencie drogi jesteśmy ku Bogu. Czy się zbliżamy do Niego, dając Mu się prowadzić, jako Temu, Który jest Opiekunem, Ojcem – czy też może dystansujemy się od Niego.

W kontekście zwątpienia, a przede wszystkim jako wskazówki do zwalczana go w sobie, wypowiada się św. Franciszek Salezy. Mówi on m.in. o tym, że „Trzeba mieć serce o długim oddechu. Zanim wielkie zamysły zostaną ziszczone, wymagają ogromnej cierpliwości i długiego czasu. Rzeczy, które wyrastają w jeden dzień, niszczeją dnia następnego. Nie oddawaj się przewidywaniu klęsk, jakie mogą w przyszłości nawiedzić ten świat, gdyż być może nie stanie się to nigdy (…) Jeżeli Bóg każe ci chodzić po falach różnych przeciwności, nie oddawaj się zwątpieniu ani obawie”.

Wytrwałość, stałość, nadzieja, odwaga, męstwo rodzą się w człowieku, który nie polega na sobie. Umiejętność niepopadania w zwątpienie jest darem, o który Boga trzeba prosić i który trzeba zdobywać wysiłkiem pracy nad sobą, nad swoich charakterem.

Jakże wielka jest twoja dobroć,

którą zachowujesz dla bojących się ciebie

i okazujesz tym,

co ufają tobie wobec synów ludzkich!

Ps 39, 19

Człowieka polegającego

na tobie zachowujesz

w doskonałym pokoju,

bo tobie ufa.

Iz 26, 3

Zaszufladkowano do kategorii Leksykon Duchowości, Szkoła duchowych twardzieli, Variae | Otagowano , , , , , , , , | 4 komentarze

Krótki przewodnik nt walki ze zwątpieniem. (cz. 1)

Listopadowa zaduma nad rzeczami ostatecznymi, jakimi są śmierć, sąd Boży, niebo albo piekło sprzyja też refleksji nad rzeczywistościami, które dotykają lub mogą dotykać ludzkiego serca w drodze ku wieczności. Jedną z tych rzeczywistości jest zwątpienie. W ewangeliach czasu końca roku liturgicznego znajdujemy wiele odniesień Pana Jezusa, które mają za zadanie nas skłonić ku zastanowieniu się, czy aby zwątpienie właśnie nie próbuje wypełnić nam serca i myśli. Stąd też kilka konkretów na temat zwątpienia właśnie.

Zwątpienie jest to dobrowolna nieufność w osiągnięcie zbawienia. Co za tym idzie, polega na zaprzestaniu wysiłków na rzecz zbawienia, porzucenia praktyk życia duchowego. Ktoś, kogo dopadło zwątpienie, nie podejmuje praktyki ascezy: nie modli się, nie korzysta z sakramentów świętych, nie podejmuje umartwień (postów, innych wyrzeczeń pomagających w życiu nakierowanym na cnoty).

Zwątpienie to grzech przeciw Duchowi Świętemu, jest więc ciężkim wykroczeniem przeciw nadziei, której przedmiotem jest dobro trudno dostępne, coś, co nie jest w bezpośrednim zasięgu i może zostać odmówione. W miniony piątek czytaliśmy Ewangelię, w której Pan Jezus ostrzegał, że koniec świata, dzień sądu będzie przebiegał między innymi w taki sposób, że dwoje będzie rozdzielonych. Jedne będzie wzięty (do nieba) a drugi zostawiony. Będzie to tylko i wyłącznie konsekwencją wyboru danej osoby, czy w życiu swoim podejmowała wysiłki przeciw zwątpieniom, czy też nie. Zwątpienie sprzeciwia się Bożemu Miłosierdziu i tym samym może prowadzić do rozpaczy, która „z góry” niejako, zakłada niespełnienie.

Przyczyny zwątpienia to przede wszystkim: grzeszne życie, lenistwo duchowe, skrupuły i pokusy. Środki zaradcze, jakie należy powziąć by zwalczać przyczyny to kolejno: rozważać Boże Miłosierdzie (modlitewnie, czynnie) uprzednio wyspowiadawszy się; wierne spełnianie praktyk życia chrześcijańskiego; natomiast w wypadku występowania pokus czy skrupułów – budzić ufność w łaskę Bożą.

Zwątpienie dotyczy nie tyle istnienia Boga, co raczej ma postać bolesnej udręki, że Bóg nie może lub nie chce zbawić konkretnej osoby. Często zwątpienie przejawia się ‘czarnowidztwem”, brakiem sensu poczuciem sensu życia. Trzeba też pamiętać, że czym innym od zwątpienia są wątpliwości, które generalnie zawsze mogą się pojawiać, lecz raczej są krótkotrwałe. One są nieodłączne w drodze postępu duchowego. Natomiast zwątpienie to kryzys religijny, pewien stan chorobowy. Ja wspomniałem wyżej, przyczyny zwątpienia zasadniczo leżą w grzechu, a ten zatruwa duszę człowieka, w czasie kiedy ona jest wystawiona długo na ekspozycję grzechu. Zwątpienie zaczyna gościć w życiu człowieka, który nadmiernie docieka rozmaitych spraw, który jest nieufny i podejrzliwy, kiedy ma neurotyczny przymus wątpienia. Warto zajrzeć do fragmentu z 2 J 4-9, tam mowa jest o wybieganiu zbytnio naprzód. Czasem jednak zwątpienie może być dopustem Bożym. O tym nieco za jakiś czas, w kolejnym być może wpisie.

Zaszufladkowano do kategorii behawioryzm, Formacja Sumienia, Leksykon Duchowości, Życie Duchowe | Otagowano , , , , , , , , , , , | 3 komentarze

Lektura na jesienne wieczory. Moja rekomendacja.

Kilka dni temu zakończyłem lekturę „Lalki” B. Prusa. Przyznam się Wam, że nawet nie bardzo pamiętam, jak ja się przedostałem przez liceum, kiedy lektura ta była programowo przerabiana. Próbowałem się zaznajomić z lekturą oglądając film. Nie dałem rady. O czytaniu tym bardziej nie było mowy. Czytałem wówczas bardzo dużo. Myślę, że minimum 100 książek rocznie, różnych, także lektur. Jednak „Lalka” wybitnie mnie nie zainteresowała. Tak było bez mała 30 lat temu. Dziś zupełnie inaczej odbieram tę powieść. Dojrzałem do jej odbioru. Znacznie łatwej mi zrozumieć mnóstwo wątków w książce zawartych. Wojnę rosyjsko-turecką na której zrobił fortunę Wokulski, zależności społeczne między upadłą szlachtą a mieszczaństwem, no i oczywiście, co dla mnie najważniejsze – dostrzegam w powieści bardzo wyraźnie pewną oczywistość, jaka od 21 lat rzuca mi się wszędzie w oczy – jeśli gdzieś wystąpi. Mianowicie, że tak, gdzie nie ma Boga lub gdzie się go maksymalnie marginalizuje, tam nie może być mowy o trwałym dobru, szczęściu, o spełnieniu się w życiu.

Prus bardzo dokładnie kreśli sylwetki swych bohaterów, pozwalając na zaobserwowanie w nich ich osobistych dramatów, traum, ale też i ambicji, i priorytetów, które nimi powodują do działania. Nie pomija też tych momentów w ich życiu, gdzie Boża Opatrzność wychodziła im naprzeciw, zapraszając do wspólnoty z Bogiem, Który objawił siebie człowiekowi w Jezusie Chrystusie i poprzez Ewangelię rzucił światło na to, jak czytać świat. Geniusz Wokulskiego, jego wrażliwe serce zostały ocalone z katorgi, by żyć dla Warszawy, dla Polski. Dobroduszność i oddanie Rzeckiego, który jako weteran wojen napoleońskich znał życie, i umiał tą wiedzę przekuwać na wartości takie jak oddanie, przyjaźń. Prus także bardzo szczegółowo opisuje ducha ludzkiego, ową psyche, która potrafi niejedno pokomplikować w życiu człowieka, ale też, jeśli jest poddawana systematycznie działaniu łaski, służy ku dojrzałości i spełnieniu. Warto podczas lektury mieć na uwadze wątek religijny. Dużo to powie o autorze i czasach, w których żył.

W Lalce znajdziemy mnóstwo znakomitych dialogów, monologów; poznamy obyczajowość Polski, która choć pod zaborem, nadal przecież żyje: pracuje, bawi się, szuka poprawy swego losu. Bardzo interesujące informacje przekazuje Ignacy Rzecki, w rozdziałach zatytułowanych „Pamiętnik starego subiekta”. To trochę jakby powieść w powieści.  

Uważam, że Lalka to lektura, którą warto albo ponownie wziąć do ręki, będąc dorosłym i mając zupełnie inną perspektywę patrzenia na świat, albo też, jeśli dotąd nie czytało się jej, zacząć czytać (lub słuchać audiobooka) jak ja to uczyniłem. Gorąco polecam!

Zaszufladkowano do kategorii Aktualnie czytam, Lektury nie tylko duchowe, Variae | Otagowano , , , , , , , | 2 komentarze

Jeszcze trochę na temat jogi i zagrożeń, jakie niesie

Kolejne, 4 stadium wchodzenia w jogińską medytację to regulacja oddechu, celem spowolnienia rytmu serca, uspokojenia psychicznego i koncentracji umysłu. I tu znowu mamy pewien problem. Bo o ile podobne praktyki wskazane są choćby przy modlitwie Księgą Psalmów, to jednak mają one dopomóc w odnalezieniu drogi do Pana Boga, doświadczenia Jego bliskości poprzez kontemplację świata opisanego w Psalmach właśnie. Natomiast jogin wzgardza światem, szukając bóstwa poza nim. Chrześcijanin wie, że Syn Boży wszedł w świat doczesny, by dopomóc człowiekowi znaleźć drogę do wieczności i na niej wytrwać. To stadium jak i kolejne, zwane Pratyahara – wycofanie zmysłów z przedmiotów, do których się odnoszą. Zgoda na strumień wrażeń, emocji, które przechodzą przez jogina w medytacji. Nie wolno tego kontrolować, oceniać, wartościować. To jest moment, w którym „coś” może, przechodząc przez nas, zadomowić się. Tymczasem Słowo Boże wzywa nas do „badania duchów”: Umiłowani, nie każdemu duchowi dowierzajcie, ale badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków pojawiło się na świecie. (1 Jana 4, 1-6). Te ostatnie 2 kryteria stanowią największe zagrożenie dla korzystających z nich. Chodzi tu o tzw „chaneling” czy inaczej „kanałowanie” czyli pozwolenie na to, by praktykujący jogę stał się niejako manifestującym bóstwo (nie zapominajmy, że hinduizm to religia politeistyczna) – przy czym, aby tak się stało, musi swoją duszę jakby usunąć z ciała, by ona zrobiła miejsce bóstwu. Istnieje tu niebezpieczeństwo polegające na tym, że dusza może nie wrócić do swego posiadacza. Zachęcam do wczytania się lub posłuchania o tym zjawisku, które opisuje Joseph Verlinde, który sam przeżył to, o czym mowa.

Jest mnóstwo świadectw kapłanów, którzy posługują jako egzorcyści, w których to świadectwach mowa m.in. o tym, jak wiele osób zwraca się o pomoc duchową właśnie po eksperymentowaniu z duchowością Dalekiego Wschodu. Nierzadko członkowie ich rodzin dostrzegają, że dzieje się coś niepokojącego, a bywa też, że i sami doświadczają ataków na samych siebie.

„Żadna technika nie jest w stanie zastąpić pragnienia wolności, które rodzi się w dążeniu do Boga” – pisał kadr. Ratzinger. Wolność rodzi się z dialogu osób. Chrześcijaństwo tego uczy, ponieważ historia zbawienia to od początku dialog Boga z człowiekiem. Hinduizm, czy w ogóle duchowość Wschodu nie uwzniośla tego faktu, przeciwnie umniejsza go, o ile wręcz nie ruguje go z płaszczyzny duchowości. Duchowości, którą determinuje kaprys bóstwa, a nie jego troska o świat i stworzenie, którego jest Panem.

Zaszufladkowano do kategorii behawioryzm, Dzieje, Variae, Życie Duchowe | Otagowano , , , , , | Dodaj komentarz

Czas krwawego księżyca

Zachęcony okładką książki o tym samym tytule, mając do dyspozycji film, obejrzałem go. Dodam przekornie: zrobiłem to, byście Wy nie musieli!

Wyreżyserował go „legendarny” Martin Scorsese /Irlandczyk, Milczenie, Infiltracja, Aviator/. Użyłem cudzysłowu, ponieważ jakoś osobiście nie znajduję niczego legendarnego w filmach tego reżysera. Widziałem ich kilka, i powiem tyle: są raczej osobliwe. Tak je widzę. Przepraszam, jeśli w kimś po tych słowach się krew zagotowała.

Fabułę można sobie przeczytać w sieci. Ze swej strony dodam tylko tyle, że ma przełożenie na fakty. I wydaje mi się, że ów diabelski sposób na objawianie ludzkiej zachłanności jest nadal w użyciu.

Obejrzałem ten film na 2 raty. Wg mnie jest słaby. Dłużyzny, które nie wnoszą za wiele w treść. Obraz trwa 3 godziny 26 minut!!! Tak w istocie, to jedna godzina, środkowa, daje jakąś satysfakcję oglądającemu. Jakieś dynamiczniejsze wątki się pojawiają.
Di Caprio i De Niro jakby nie pasują do tego filmu. Zakończenie też takie „ni z gruchy, ni z Pietruchy”. Choć teraz, z perspektywy paru dni po obejrzeniu, dochodzi do mnie przesłanie tego finiszu. I też jest niesamowicie przytłaczające. Zachowam je dla siebie.

Krwawy księżyc to obraz z bardzo smutnym przesłaniem. Choć może i z apelem do serc nie zepsutych grzechem zachłanności.
Kolejny to film, w którym ludność rdzenna wylewa słuszny żal, który ich serca przepełnia wskutek wykorzystania ich przez emigrantów masońskich z Europy.

Ogólnie to film wpisuje się w nurt BLM. I w sumie trudno się dziwić, że tak jest. Nie sposób pozbyć się wrażenia, że ogromna część historii nowożytnej świata, to historia wyzysku słabych przez silnych, uwodzenia naiwnych i bezbronnych, niczym nikomu nie zagrażających, przez chciwych, żądnych władzy, szerokich wpływów i uważających się niemal za bogów, zepsutych sług „władcy tego świata”. Diaboliczność bowiem w Księżycu pobrzmiewa nieustannie, od początku aż do końca.

Zaszufladkowano do kategorii Variae | Otagowano , , , , , , , | Dodaj komentarz

Ciąg dalszy wykładu o jodze

Tydzień temu pisałem o tym, że hinduizm charakteryzuje się głębokim dualizmem, polegającym na przeciwstawności ducha i materii. Chodzi o to, że duch jest w materii uwięziony, i dlatego trzeba ten stan zwalczać, wg założeń hinduizmu. Materia zadaje cierpienie duchowi, powoduje jego ból. Z punktu widzenia nauki katolickiej, jest to nie do przyjęcia, gdyż jak czytamy w Biblii – wszystko co Bóg stworzył było dobre, a człowiek – z ciałem i duszą – bardzo dobry. Wracam jednak do jogi, która ma być wyzwoleniem ducha z materii. Ma być zatem joga działaniem ascetycznym, dopomagającym do porzucenia świata i zdystansowania się od samego siebie. Potrzeba też studium pism duchowych (Wed). Temu procesowi powinien towarzyszyć guru – człowiek, który rozświetla ciemności niewiedzy.

To samo w sobie jest ciekawe, że w hinduizmie nie do pomyślenia jest przemierzanie duchowych ścieżek bez przewodnika, owego guru właśnie! A wszystko dlatego, że powszechnie wiadomo, że idąc nią można zachorować na umyśle i/lub duszy!

Czy już samo to nie jest wystarczającym argumentem, by trzymać dystans od religii Wschodu i ich praktyk? Dodajmy do tego naukę katolicką: Jezus Chrystus jest Światłością Świata, Bożą Mądrością, Która została objawiona światu. Przyjrzyjmy się jednak kolejnym faktom odnośnie jogi, a zrozumiemy, skąd ta (jak najbardziej zasadna) obawa o psychikę i ducha.

Joga wiedzie do doskonałości poprzez 8 stopni. Dwa pierwsze dotyczą przygotowania etycznego, kolejne 3 to wymogi względem ciała, jego postaw, zaś ostatnie 3 skupiają uwagę na dyscyplinie duchowo intelektualnej, mającej prowadzić do oświecenia.

Zajmijmy się więc na początek pierwszym stadium. Nazywane jest „pięciokrotnym poskromieniem”, którym są nakazy, by: nie naruszać jakiegokolwiek życia, być prawdomównym, nie kraść, zachowywać wstrzemięźliwość seksualną i panować nad namiętnościami, rezygnacja z posiadania mienia. Nakazy te z reguły bardziej przestrzegane są w hinduizmie przez duchownych, aniżeli świeckich.

Drugie stadium dotyczy nakazów religijnych. Są to: czystość myśli, słów, uczynków, zadowolenia z własnego losu, praktykowanie ascezy, studiowanie Wed, skupienie się na bóstwie (iśwara). Jest ono archetypem jogina, kimś kto już jest całkowicie wyzwolony z materii, z cierpienia i ma być pomocnikiem w osiągnięciu wyzwolenia, nie zaś celem, z którym bym miał kiedyś współbytować.

Stadium 3 to zajęcie określonej pozycji siedzącej, pozwalającej na długie trwanie w bezruchu, by umożliwić w ten sposób „koncentrację fizjologiczną”. Wszystkie powyższe zdają się być „sztuką dla sztuki”, mocno skupiając się nad biernością bytu człowieka w drodze ku duchowym wyżynom, pomniejszając osobową naturę tak bóstwa jak i człowieka w drodze do niego.            

Zaszufladkowano do kategorii Uncategorized, Variae | Otagowano , , , , , | Dodaj komentarz

Joga – kilka informacji natury historycznej i filozoficznej

Niewykluczone, że pewne formy jogi znane już były na 4 000 lat przed Chrystusem. Praktykujący ją wratjowie podejmowali posty, surowe umartwienia, milczenie, trwali długo w niewygodnych pozycjach – a wszystko po to, by wyzwolić w sobie wewnętrzny żar i uzyskać pewne moce.

Po raz pierwszy joga została ujęta w pewien system, poprzez zredagowanie 196 aforyzmów, a te zaś poszerzone o liczne komentarze. Dokonywało się to w czasach od II wieku przed Chrystusem do IX po Chrystusie.

Podstawy filozoficzne jogi Hindusi wierzą w to, że istnieją jakby 2 porządki w świecie stworzonym: materialistyczny, który nie ma nic wspólnego z żadnym bóstwem, oraz duchowy, a więc łączący z bóstwem. Patańdźali – indyjski filozof z II wieku przed Chrystusem dokonał pewnej syntezy tych 2 porządków. Zebrał praktyki joginistyczne i nadał im formę umożliwiającą „czytanie świata” materialnego. Tym samym powstał nowy system filozoficzny, skierowany na swoiście pojęte zbawienie, dzięki zawartemu w tym systemie wykładowi o ascezie i medytacji.

Sankhja tłumaczy świat w kategoriach ostrego dualizmu, uniemożliwiającego spotkanie się świata materii i ducha. Co więcej, świat, którego doświadczamy, jest wg tych założeń pozorny. Nam się „wydaje” że on jest, takim jakim go widzimy.

Już na tym etapie powinniśmy dostrzec, jak bardzo się to kłóci z chrześcijańską, biblijną wizją świata. Świat – taki, jakim go widzimy i doświadczamy, jest chciany przez Boga Stwórcę, ba! Dzieła Boże tak jakby „opowiadają” Stwórcę!

Dalej – Wcielenie Syna Bożego – to nic innego jak wejście, całkowite! Boga w świat stworzony.  Nie wspominając już o duszy nieśmiertelnej, w którą jest człowiek wyposażony, i dzięki to której duszy jest właśnie człowiekiem!.

Wg założeń hinduizmu bóstwo w niewyjaśniony sposób zostało uwikłane w świat materialny. Korzeniem tego jest niewiedza, której poddani są ludzie, których podstawowym uwarunkowaniem jest kołowrót życia, śmierci oraz ponownych narodzin (stąd reinkarnacja w hinduizmie). Ta niewiedza objawia się tak, że człowiek nie jest świadom tego, że to duch a nie organizm psychofizyczny jest jego istotą. Człowiek utożsamia swego ducha z wszelkimi zewnętrznymi przejawami życia, czyli dokonuje błędnej samoidentyfikacji.

I znowu parę wyjaśnień: w chrześcijańskiej wizji świata Bóg wie po co działa, jakie cele chce osiągnąć i objawia swój plan człowiekowi. Jezus Chrystus jest Przewodnikiem, co więcej! Bramą do wiecznego szczęścia – które jest nagrodą za trudy i wysiłki podejmowane w doczesności, w realizacji woli Bożej: świętymi bądźcie, jak ja Jestem Święty!. To się nazywa relacyjność, wieź, wspólnota z Bogiem. Razem z Nim idziemy rozumnie przez doczesność do wieczności.

Zaszufladkowano do kategorii Variae, Życie Duchowe | Otagowano , , , , , , | Dodaj komentarz